Weteranka dokumentów o niesłychanych ludzkich wyczynach Elizabeth Chai Vasarhelyi podejmuje się ekranizacji biografii pływaczki Diane Nyad. Wszystkie elementy wydają się być na miejscu, a Annette Bening wkłada w swój występ całe serce. Scenariusz jednak osiada na mieliźnie, ledwie zahaczając o skomplikowaną przeszłość Diany.
Gdy otwarcie filmu z klasycznym motywem zero to hero wita widza utworem Sound of Silence, już powinna zapalić się czerwona lampka. Poznajemy Dianę Nyad (Annette Benning) w dniu jej 60 urodzin, podczas których po raz pierwszy dowiadujemy się, jak wielką jest egocentryczką i dominatorką. We wszystkich przedstawionych relacjach z bliskimi nie ma praktycznie innego tematu niż jej osiągnięcia z przeszłości. Tutaj też następuje punkt zwrotny w jej życiu: postanawia zrealizować wyzwanie przepłynięcia z Kuby na Florydę wpław. W tym celu decyduje się przełamać traumę po nieudanej próbie sprzed 30 lat i wrócić do treningów.
Zobacz również:Różyczka 2 – recenzja filmu. Co za dużo to niezdrowo
Wraz z etapem podróży na Havanę przychodzi też moment zbierania ekipy. Tutaj warto wspomnieć o Bonnie (Jodie Foster). Z Dianą przyjaźni się od dawna. W jednym zdaniu wspomniane jest też, że na pewnym etapie kobiety nawet się spotykały. Bonnie decyduje się wziąć hipotekę na dom, zostać trenerką Diany i nadzorować jej przygotowania. Na miejscu dołącza do nich John Bartlett, który pomimo świetnego aktorstwa Rhysa Ifansa cechuje się jedynie znajomością lokalnych wód oraz umiejętnościami nawigatorskimi. To jest generalnie problem wszystkich postaci. Zamiast rozbudowanych charakterów wyróżniają ich jedynie umiejętności lub technologie, które wnoszą do zespołu. Taki tryb wprowadzania postaci sprawdza się w dokumentach, jednak tworzenie fabularyzowanej biografii wymaga większego zróżnicowania bohaterów. Czegoś, co zaangażuje widza przynajmniej do stopnia, w którym naturalnie zapamięta ich imiona.
Scenarzystka Julia Cox zaadaptowała historię na scenariusz bezpośrednio z pamiętnika pływaczki. Dlatego też prawdopodobnie tak duży nacisk jest położony na skupienie się na samym procesie dążenia do celu. Podczas dwóch godzin filmu obserwujemy cztery podejścia do przepłynięcia z Havany na Key West. Te różnią się od siebie jedynie detalami, np. rodzajem skompletowanego sprzętu lub warunkami atmosferycznymi. Na papierze jest to idealna struktura drugiego i trzeciego aktu. Wszystko jednak wykłada się w momencie, gdy same próby rozciągnięte są do tego stopnia, że po nieudanym podejściu nie ma miejsca dla bohaterów na przepracowanie porażki i wyciągnięcie wniosków. To znacząco spłyca całe doświadczenie i dystansuje widza od samej historii.
Zobacz również:Krew i księżyc – recenzja książki. W cieniu katedry
Podczas samych prób, w momentach gdy Diana przestaje kontaktować, pojawiają się chaotyczne montaże z przebitkami z jej przeszłości. Jest co całkiem pomysłowy zabieg uzupełniający historię bohaterki, który niestety wykłada się na etapie realizacji. W tych kilkusekundowych retrospekcjach poruszane są ważne, wymagające rozwinięcia kwestie, jak chociażby trudna sytuacja rodzinna, przemocowy ojciec, czy molestowanie seksualne. Większość z tych tematów jednak nie zostaje rozwinięta już później. W efekcie zupełnie nie mają wpływu na całkowity wydźwięk historii, co poddaje w wątpliwość sens ich umieszczenia.
Ten sam problem pojawia się przy pozostałych bohaterach. Po trzeciej nieudanej próbie, Bonnie decyduje się odejść z zespołu i zacząć w końcu decydować o swoim losie samodzielnie. Ten kryzys w drużynie nie trwa jednak długo, a jego przepracowanie podsumowano w jednej podróży samochodem. I mimo usilnych starań Bonnie, która robi co może, żeby usprawiedliwić swoją decyzję po powrocie w pełnym emocji monologu, wypada to średnio wiarygodnie. Podobnie wygląda przypadek Johna Bartletta, który, tak jak reszta ekipy, pogrążył się w długach. Jednak decyduje się wrócić na ostatnią próbę w momencie dostaję diagnozę raka. Cały ten wątek jest również podsumowany jednym zdaniem na zasadzie mrugnij a przegapisz.
Zobacz również:Disco boy – recenzja filmu. Scenariusz to podstawa
Na uznanie na pewno zasługuje strona techniczna produkcji. Cały sprzęt jak i sceny realizowane w wodzie zostały przygotowane z dopilnowaniem najdrobniejszych szczegółów. Na sam koniec podczas napisów pojawiają się wstawki z oryginalnych nagrań z przeprawy, które ukazują, jak rzetelnie twórcy odwzorowali jej najbardziej ikoniczne momenty. Na tym jednak kończą się pozytywy, ponieważ reżyserce nie udaje się zbudować jakiejkolwiek stawki. Starcie z rekinem, rzekome największe zagrożenie, którego wszyscy obawiali się najbardziej, trwa mniej więcej minutę, po czym momentalnie ton przełamuje radosna muzyka zwiastująca sukces. Wypada to co najmniej nie na miejscu, a takie sytuacje zdarzają się notorycznie.
Reżyserka Elizabeth Chai Vasarhelyi ma na swoim koncie kilka znakomitych dokumentów, które zyskały uznanie na całym świecie. Została też nagrodzona Oscarem za Free Solow kategorii najlepszy film dokumentalny. Zdecydowała się jednak tym razem na eksperyment z formą i zrealizowała pełnoprawną fabularyzowanąbiografię. Z przykrością stwierdzam, że jest to próba średnio udana. O ile główny przekaz uchwycono całkiem nieźle, próżno tu szukać w historiach portretowanych osób czegokolwiek ponad dwuzdaniowy opis z artykułu z Wikipedii. W efekcie produkcja spełnia minimum kwalifikujące ją jako poprawną opowieść biograficzną. Niestety jest to za mało, by zostawićwidza z fascynacją oraz chęcią dalszego poszerzenia wiedzy w tym temacie.
Źródło obrazka głównego: Netflix
Plusy
- Dopracowana strona techniczna
- Aktorzy robią co mogą.....
Ocena
4.5 / 10
Minusy
- .....Ale scenariusz nie ułatwia im zadania
- Postaci drugo i trzecioplanowe potraktowane po macoszemu
- Muzyka wybija nawet z nielicznych klimatycznych momentów